Usagi patrzył na mnie zupełnie, jak gdyby mnie unikał. Nie
utrzymywał ze mną kontaktu wzrokowego, nie potrafił utrzymać równowagi. Nie
odpowiadał na zadane przeze mnie pytania. Szarpnąłem się po raz kolejny
wyrywając się tym samym z jego uścisku, dalej nie potrafiąc pogodzić się z tym,
co widziałem. Dlaczego on pozwolił obściskiwać się temu mężczyźnie? Kim on dla
niego był?!
-Odpowiedz, Usagi-san! Dlaczego?! Dlaczego mi to zrobiłeś?!
Krzyczałem, czując jak słony płyn zaczyna gromadzić się pod
moimi powiekami. Nawet tego nie potrafiłem w sobie zdusić i po chwili
wybuchnąłem łzami, powoli osuwając się po ścianie, do której jeszcze chwilę
temu przyszpilił mnie Akihiko-sama.
-Misaki… To nie tak, jak myślisz.
Mruknął, odwracając wzrok. Mężczyzna, który jeszcze chwilę
temu był blisko Usamiego odsunął się lekko z perfidnym uśmieszkiem, jakby
ciesząc się z tego, iż moje serce właśnie pękło.
Chciałem krzyczeć, ale nie potrafiłem już wydusić z siebie
żadnego zrozumiałego słowa. Płakałem, desperacko przytulając się do moich
kolan, a Usagi opadł zaraz przede mną, dłonie układając na moich ramionach.
Dlaczego tak bardzo czułem się, jakbym został zdradzony? Czy to może moja chora
wyobraźnia zaczęła dopowiadać wydarzenia do zaistniałej sytuacji i nie
pozwoliła mi myśleć trzeźwo? Chciałem go uderzyć, bić, dopóki nie powiedziałby
mi tego, co chciałem usłyszeć. Tylko właściwie co ja chciałbym wiedzieć..? Że mnie kocha i nie opuści? Czy
że faktycznie mnie nie chce i że jestem wolny?
Sterczałem sam ze swoim sumieniem nawet nie mając odwagi podnieść
wzroku. Słuchałem swojego bicia serca, mając wrażenie, że zaraz opuści moje
ciało i zawiśnie w przestrzeni między mną a nim. Może po prostu od początku
wmawialiśmy sobie, że się kochamy, co okazało się ułudą? Kolejną bajką, którą sam
chciałem napisać i zatytułować ją swoim życiem?
-Misaki.
Powtórzył, a ja bezwładnie opuściłem dłonie wzdłuż swojego
ciała, zupełnie nie wiedząc, co teraz mam ze sobą zrobić.
-Dlaczego mnie okłamałeś? Mówiłeś, że po zajęciach pójdziemy
na spacer, a Ty odwołałeś go, żeby spotkać się z… nim?
-Nie, to nie tak. To mój wydawca.- mruknął cicho, kiedy
tylko wyczuł moje zdenerwowanie. Miałem nadzieję, że zaraz się obudzę. Chciałem
mu wierzyć, jednak wszystko zlewało się w jeden ton, którego nadal nie
potrafiłem pojąć. Dlaczego wszystko było tak nieznośnie skomplikowane?
Odetchnąłem ciężko, a on klęczał przede mną na wyciągnięcie dłoni. Chciałem go
przytulić. Biło od niego tym niesamowicie kojącym ciepłem, którego pragnąłem
bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Spuściłem wzrok, nie mogąc już
samemu uporać się z natłokiem pesymistycznych wizji. Kochał mnie czy jednak
grał w tę swoją gierkę? Czy może to ja uroiłem sobie wszystkie wydarzenia,
które między nami doszły do skutku?
Nieznajomy mężczyzna oddalił się, co chwilę jednak zerkając
w naszą stronę, a wtedy Akihiko przytulił mnie mocno do siebie. Jak niepojęte
było dla mnie to, dlaczego tak mocno mi na nim zależało… Czyżby to właśnie on
był osobą, która wymieniła moje serce na swoje i nie pozwoliła mi odejść?
Westchnąłem cicho, chowając twarz w objęciach Usagiego-san i już nie miałem
siły nic mówić. Najpierw ta cała sytuacja, a teraz moje wnętrze, które płonęło
niczym wieczny ogień trawiący moją duszę od środka.
Każde słowo słyszałem odbijającym się w moich uszach echem.
Czyżbym właśnie stracił w sobie całą siłę do walki? Dlaczego… Dlaczego…
***
Dzień nie był jakoś wyjątkowo ciężki. Najpierw zajęcia na
uczelni, potem krótki spacer z Senpai’em po okolicznym parku. Nic nie
zapowiadało, żeby cokolwiek mogło zepsuć nad wyraz udany poranek, południe i w
końcu wieczór. Miałem jeszcze trochę czasu, żeby iść na zakupy. Chciałem tego
dnia przyrządzić dla Akihiko kolację. Wiedziałem, że praca pisarza nie jest
usłana różami i że nie wszystko zawsze idzie po jego myśli. Bankiety w
towarzystwie największych wydawców, autorów i śmietanki pisarskiego grona. Całe
noce spędzał na tworzeniu swoich chorych powieści, w które zaangażowany był jak
chyba nikt… Nie, chyba się pomyliłem. Zawsze mijał się z terminami, nie
dotrzymywał umów, a Aikawa-san traciła przy nim resztki zdrowych zmysłów, by w
jakikolwiek sposób zachęcić go do pracy nad nowymi projektami. Mieszkanie z nim
stawało się momentami uciążliwe, a mimo to czasem fajnie było spędzić ze sobą
trochę czasu. W końcu… Argh, za dużo myślę. Stanowczo za dużo. Otarłem czoło
ręką, czując, że zakupy mnie wykańczają. Stanie w kolejkach, noszenie ciężkich
toreb, a mimo to czułem się w powinności zadbania o mojego nauczyciela. Czasem
faktycznie przesadzał, a ja byłem zniesmaczony jego dziwnym i nachalnym
zachowaniem względem mnie, a mimo to nigdy nie zamieniłbym go na nikogo innego.
Wieść, że mogę zostać u Usagiego, była dla mnie lekiem na nerwy i wszelkie
przeciwności. Miałem wolę walki. Czułem, że przy nim mogę wszystko, że jest
moim wybawcą od problemów dzisiejszego świata. Jeszcze tylko musiałem w
odpowiedni sposób mu to okazać. Nie byłem w stanie zrobić niczego z własnej
woli. Często bywało tak, że angażowałem się, a zaraz potem traciłem pewność
siebie, kiedy mnie przytulał i szeptał, że mnie kocha. Cholera jasna, przecież
dalej to było wszystko nie do przyjęcia.
Oboje byliśmy facetami, ja zaczynałem naukę na uniwersytecie Mitsuhashi, a on był 28 letnim
twórcą powieści o romansach, nie wiedząc czemu bohaterami zawsze byli mężczyźni.
Dwie oddalone od siebie osobowości, które dzieliła gruba ściana przeciwieństw…
Dlaczego to właśnie jego… Jego kochałem?
-Idiota!- krzyknąłem sam do siebie, a ludzie odwrócili się
do mnie, patrząc na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Momentalnie zzieleniałem, po
czym uciekłem, szybkim krokiem kierując się w stronę apartamentów, w którym
mieszkałem wraz z Usagim-san. Wszedłem na górę, rozpakowałem zakupy i od razu
wziąłem się za przygotowanie dla nas posiłku. Pokroiłem warzywa, ugotowałem ryż
i usmażyłem mięso, po czym nałożyłem je na talerze i zawołałem pana domu na
obiad. Chociaż tyle mogłem dla niego zrobić.
Usagi leniwym krokiem zszedł po schodach, kiedy ja
sprzątałem po przygotowaniu posiłku. Obiad już dawno stał na stole i chyba
byłem dumny ze swoich umiejętności kulinarnych. Byłbym dobrą panią domu…
CO?!
O czym ja właśnie sobie pomyślałem?! PANIĄ DOMU?! Do kobiety
mi chyba daleko! Zakląłem w myślach na swoją głupotę i infantylne zachowanie,
po czym odwróciłem się i o mało nie stłukłem talerza. Usagi san stanął ode mnie
może na odległość palca wskazującego, po czym przyciągnął mnie do siebie i
pocałował. Zawsze tak robił, a ja, i tym razem, nie mogłem się powstrzymać.
Sposób, w jaki to robił.. Smak jego ust…
-Usagi-san!- krzyknąłem, wyrywając się z jego uścisku i
zirytowany kazałem mu usiąść przy stole. Spojrzał na mnie z uniesionymi
brwiami, jakby nie rozumiejąc mojego zachowania. Minął mnie z cichym
prychnięciem i zasiadł, niemalże od razu biorąc się za przygotowane przeze mnie
danie. Był nie do zniesienia. Momentami miałem nawet ochotę go strzelić, jednak
nigdy nie byłbym w stanie podnieść na niego ręki. Ruszyłem za nim i usiadłem
zaraz naprzeciwko niego, powoli zaczynając jeść, a po skończonym posiłku
odniosłem naczynia do zlewu.
-Misaki.- mruknął niskim głosem Usagi, po czym podszedł do
mnie i mocno przytulił się do moich pleców. W tych warunkach chyba nikt o
zdrowych zmysłach nie pracowałby normalnie.
-A Ty znowu zaczynasz?- stęknąłem od niechcenia, po czym
odstawiłem talerze na suszarkę. Tego dnia miałem zacząć się uczyć do egzaminów
końcowych, dlatego ruszyłem do siebie, jednak zaraz miałem pożałować swojej
dobrej chęci. Usagi jedną ręką pochwycił mnie i przerzucił sobie przez ramię,
niosąc mnie na górę.
-Idiota! Głupi Usagi! PUŚĆ MNIE!- krzyczałem i szarpałem
się, jednak bez większych rezultatów i już po chwili znalazłem się w jego
pokoju, bezczelnie rzucony na łóżko.
-Misaki.- powtórzył jeszcze tym swoim tonem głosu, który tak
uwielbiałem słuchać. Nachylił się nade mną, po czym wpił się w moje wargi,
łącząc je w czułym pocałunku. Poczułem tylko, jak robi mi się gorąco, a on
wsunął dłonie pod moją koszulkę, powoli ściągając ją ze mnie. Czyżby i tym
razem zamierzał mi się odwdzięczyć w ten sposób za moją pracę w kuchni?
-Przestań mi tak robić!- wrzasnąłem, lecz kiedy jego dłoń
dotknęła mojej twarzy, a potem posunęła niżej, wiodąc po moim torsie i kończąc
trasę na rozporku, chyba nie dałem rady z siebie więcej wydusić, niż ciche
westchnięcie, które wyrzuciłem gdzieś w przestrzeń. Jego dotyk i bliskość sprawiała,
że traciłem zdrowe zmysły, a każda chwila, która nas łączyła stawała się
wiecznością, o którą warto było walczyć. Wiele bym dał, by tak już zostało, a
jednocześnie bałem się, że to wszystko nagle zniknie, jakby pozbawione mojej
odporności. Desperacko trzymałem się jego ramion, szukając w nich serca, które
mu powierzyłem, a kiedy tylko oboje skończyliśmy nadzy i skąpani własną
miłością, nie liczyło się dla mnie nic już więcej. Ból… Przyjemność… I wstyd,
którego nigdy nie potrafiłem w sobie zdusić.
Chciałem go zatrzymać na zawsze przy sobie, na wieki pozostać tak blisko
jego serca, które zdawało się teraz bić tylko i wyłącznie dla mnie, a moje dla
niego. Prawdziwa miłość, którą czułem do Usagiego była moją motywacją do
dalszego działania, która nie pozwalała mi zaprzepaścić marzeń o cudownym,
ułożonym życiu pełnym rodzinnej atmosfery i ciepła. Miałem Akihiko, który nie
mógłby mnie porzucić, a ja nie mogłem trwać bez niego.
-Misaki, kocham Cię.- szepnął tym swoim cichym, niskim
głosem, który zawsze tak czule pieścił moje uszy. Zatracałem się w tej chwili,
w jego pięknych słowach, które owijały się wokół mnie niczym pętla i nie
pozwalały myśleć trzeźwo. Kategorycznie… Nie chcę tego przerywać.
-Ja… Usagi-san… ja Ciebie też…- mruknąłem, kiedy znowu pozwoliliśmy
sobie tego wieczora popłynąć wraz z nurtem naszych pożądań i potrzeb, po
wszystkim zasypiając wtuleni w swoje ramiona. Tak ciepło witające kolorowe sny.
…Zawsze przy Tobie
Przebudziłem się z samego ranka, dalej otoczony ciasnymi
ramionami Usagiego. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc, jak spokojnie wygląda.
Włosy w nieładzie, uśmiech na ustach. Nie wiedząc dlaczego na sam jego widok
chciało mi się płakać. Ze szczęścia czy jakiegoś innego cholerstwa. Wiedziałem
jedno, że bez niego nie miałbym sensu wstawać, nie miałbym po co iść przed
siebie i żyć, w każdym tego słowa znaczeniu. Nie chcę widzieć rzeczywistości
pozbawionej Akihiko. Nie chcę żyć w świecie, w którym nie byłbym jego, a on nie
byłby mój. Z czasem dziecięce pragnienie przekształciło się w perspektywę,
która niosła za sobą światło nadziei ciągnąc mnie ku lepszemu wyobrażeniu
świata.
…Piękne wspomnienia
Dłonią pociągnąłem po jego policzku, nie chcąc by się
obudził. Delikatnie wyplątałem się z klatki jego uścisku, po czym naciągnąłem
na siebie ubrania, powolnym krokiem ruszając przed siebie. Jakoś nie potrafiłem
się nie odwrócić, cały czas czując, że uśmiech gości na mojej twarzy. Miłość i
wzajemne poczucie bliskości. Czy naprawdę więcej nie było mi potrzeba?
…Dziękuję.